Cud się zdarzył sobotniego wieczoru - pierwsi goście z dalekiej Polski wylądowali na australijskiej ziemi. A w zasadzie wylądowały, gdyż chodzi o Agatę i Monikę, które rezygnując z polskich upałów, postanowiły zażyć nieco australijskiej zimy. Wraz z nimi przybyło wyśmienitej herbaty, prawdziwych polskich krówek, wiele opowieści z podróży o nieubłaganych celnikach, zestresowanym stewardzie, awariach w samolocie, oraz wiele wspomnień z naszego pięknego kraju. Aby ułatwić dziewczynom walkę ze skutkami dalekiej podróży, wybraliśmy się wszyscy na Sunshine Coast. Wycieczkę rozpoczęliśmy tak bardziej po polsku - od degustacji win w jednej z lokalnych winiarni (na niewielkim obszarze jest ich tutaj całe mnóstwo). Rozsmakowaliśmy się nie tylko w winie, ale i w pogawędce z prowadzącym degustację Grekiem.
Po takim początku dnia świat wydawał się jeszcze bardziej kolorowy. Co najmniej tak kolorowy, jak pięknie roztaczające się wzgórza i doliny Sunshine Coast Hinterland z wyłaniającymi się w dali szczytami Glasshouse Mountains.
Z miejsca, skąd roztaczał się ten piękny widok, zrobiliśmy sobie pieszą wycieczkę przez tutejszy las deszczowy - prześcigające się we wzroście palmy, zwisające liany, podmokłe korzenie drzew sprawiły, że czuliśmy się prawie jak w afrykańskiej dżungli.
Z okazji festiwalu do miasteczka zjechały się różne stare auta, które można było nabyć za całkiem przyzwoite ceny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz