Australia Day to narodowe święto obchodzone co roku 26 stycznia. Bardzo lubimy to święto, gdyż jest ono dniem wolnym od pracy, a jeśli wypada w sobotę, tak jak to było w tym roku, wolny jest najbliższy poniedziałek. Tak więc nasz pierwszy w tym roku dłuuugi weekend zaczęliśmy od obchodów Australia Day i postanowiliśmy to zrobić jak najbardziej po australijsku. W samo południe udaliśmy się na słynny wyścig karaluchów organizowany, jak co roku, w Story Bridge Hotel. "Cockroaches", czyli karaluchy, to ponoć przydomek ludzi z Sydney. My w Queensland nosimy miano "cane toads", czyli ropuch, które czasami nawiedzają okolice i strasznie trudno je wyplenić. Niezależnie od tego, Queensland też się może poszczycić całkiem pokaźnych rozmiarów karaluchami, o czym można się było przekonać właśnie w ową pamiętną sobotę.
Wyścigi odbywały się w dość kameralnej atmosferze w hotelowym ogrodzie. Wstęp za złotą monetę przekazywaną na cele dobroczynne, karalucha można było nabyć i wystawić do wyścigu już za 5 dolarów australijskich. Główna arena niewielkich rozmiarów wyglądała jak bokserski ring otoczony stłoczoną publicznością, a prowadzący imprezę krzyczał niemiłosiernie do mikrofonu, wzniecając co chwila salwy braw, okrzyków, a raz nawet inicjując zbiorowe wykonanie australijskiego hymnu. Cóż, w zeszłym roku słyszeliśmy hymn podczas fajerwerków, odśpiewany dumnie przez tłum zgromadzony na South Bank, co mnie przyprawiło nawet o łzy wzruszenia. W tym roku hymn zagrzewał do walki biedne karaluchy, a w zasadzie bardziej ich właścicieli.
Wyścigi odbywały się w dość kameralnej atmosferze w hotelowym ogrodzie. Wstęp za złotą monetę przekazywaną na cele dobroczynne, karalucha można było nabyć i wystawić do wyścigu już za 5 dolarów australijskich. Główna arena niewielkich rozmiarów wyglądała jak bokserski ring otoczony stłoczoną publicznością, a prowadzący imprezę krzyczał niemiłosiernie do mikrofonu, wzniecając co chwila salwy braw, okrzyków, a raz nawet inicjując zbiorowe wykonanie australijskiego hymnu. Cóż, w zeszłym roku słyszeliśmy hymn podczas fajerwerków, odśpiewany dumnie przez tłum zgromadzony na South Bank, co mnie przyprawiło nawet o łzy wzruszenia. W tym roku hymn zagrzewał do walki biedne karaluchy, a w zasadzie bardziej ich właścicieli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz