Kiedy australijską zimową porą marzniemy w domach, skupiając się wokół elektrycznych grzejników, jedyną pocieszającą dla nas myślą jest fakt, że ci w Polsce pewnie nam zazdroszczą, że tylko przez dwa miesiące w roku mamy temperaturę w dzień oscylującą zaledwie wokół 20 stopni ;-). Pewnie sobie wyobrażają jak to cudownie wyskoczyć w marynarce w ciepły zimowy poranek i ogrzewać lica w promieniach słońca na błękitnym australijskim niebie (szkoda że sobie nie wyobrażają jak wspaniale jest zimową nocą chować głowę pod kołdrę przed zimnem drażniącym śluzówki, albo podskakiwać przed kabiną prysznicową zastanawiając się: wejść czy nie wejść?). No więc aby podtrzymać te piękne wyobrażenia o australijskiej zimie, zamieszczamy kilka zdjęć z miejsc, w których skrywaliśmy się przed wszechobecnym w australijskich domach chłodem.
12 lipca, Burleigh Heads. Turkus trochę mniej turkusowy i kąpielówki nosi się nieco dłuższe zimą, żeby za bardzo nie zmarznąć.
13 lipca. Zlot morsów na plaży w Mooloolaba (Sunshine Coast).
12 lipca, Burleigh Heads. Turkus trochę mniej turkusowy i kąpielówki nosi się nieco dłuższe zimą, żeby za bardzo nie zmarznąć.
13 lipca. Zlot morsów na plaży w Mooloolaba (Sunshine Coast).
20 lipca. Sporty zimowe, czyli rozgrzewka winem i rzut gumową piłką na Dicky Beach (Sunshine Coast).
A na koniec coś mało zimowego, ale za to bardzo polskiego, co znaleźliśmy pewnego razu w osiedlowym sklepie: "Polish clobassi". Nie pytajcie jak smakowała - stwierdziliśmy, że ryzyko rozczarowania było zbyt duże i nie kupiliśmy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz