sobota, 3 stycznia 2009

Dzień 15 - Ostatni dzień Bożonarodzeniowej podróży

Nasze ostatnie podrygi w Zachodniej Australii. Myśli już ciągną do Brisbane, ale ciało jeszcze się musi trochę powałęsać i zaliczyć kilka ciekawych zakątków. Jeden z nich to przylądek Cape Lieuween - najbardziej wysunięty na południowy zachód punkt nieopodal miasteczka Augusta. Tu można wypatrzyć granicę między Oceanem Spokojnym a Oceanem Indyjskim, do czego zachęcano nawet na tablicach z informacjami dla turystów. No i znaleźli się tacy co w to uwierzyli i wlepiając wzrok w fale filozofowali, która z nich może odsłaniać dwa stykające się ze sobą oceany :-).
W Cape Lieuween zwiedziliśmy jeszcze śliczną białą latarnię i zabytkowy młyn wodny, który, gdyby nie tablica informacyjna, wzięlibyśmy pewnie za kawałek złomu :-).
Dalej na drodze do Perth zatrzymaliśmy się na chwilę w Busselton, by sfotografować 140-letnie, najdłuższe na południowej półkuli drewniane molo - Busselton Jetty.
Razem z całym poświątecznym ruchem drogowym wracaliśmy do Perth na ostatnią noc na kepmingu, z którego rozpoczynaliśmy naszą podróż. "Zwróciliśmy" kamień, oddaliśmy resztki jedzenia do kuchni polowej (Nutella i płatki śniadaniowe znikły od razu :-)) i spakowaliśmy nasze tobołki. Późnym południem udaliśmy się na plażę Cottesloe Beach, by pożegnać się z Perth.
Gdy to piszę, nie ma już Świąt Bożego Narodzenia, nie ma już Perth, zachodniej Australii, czerwonej ziemi, 40-stopniowych upałów, niezwykłego turkusu, dzikich emu, niekończących się kilometrów i przydrożnych niespodzianek. Jest codzienność, chciałoby się napisać zwykła, ale dzięki ostatnim wspomnieniom znów nasza codzienność - przeplatana wspomnieniami z ostanich wojaży i wizjami przyszłych wypraw - wcale nie jest zwykła. Czasem zastanawiam się, gdzie jest dziś kamień... - czy towarzyszy jakimś kolejnym amatorom podróży ekstremalnych ;-), czy spokojnie spoczywa w swoich krzakach? Może wyląduje kiedyś niezauważony w zupełnie innym miejscu, na zupełnie innej ziemi, przy zupełnie innej, nieznanej drodze, którą będą przemierzać nasze umęczone nogi... I takiego właśnie spotkania sobie i kamieniowi życzymy na nowy podróżniczy rok!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz