Choć australijskie knieje nie szumią dokładnie tak jak w Polsce, a busz nie pachnie igliwiem jak nasze rodzime bory sosnowe, nie trzeba było długo czekać, by na wieść Madzi o zalegającej w jej zamrażarce polskiej kiełbasie, wszyscy stawili się we wskazanym miejscu na pierwsze prawdziwie polskie ognisko na australijskiej ziemi. Prawdę powiedziawszy, było nieco inaczej: rozmyślając o Monice i Grzesiu, którzy w owym czasie w Polsce balowali, zatęskniliśmy za Ojczyzną i za nimi i w przypływie tęsknoty postanowiliśmy połączyć się z nimi w duchu, a że duch najlepiej się łączy poprzez dym z ogniska, zwłaszcza ten o zapachu polskiej śląskiej, to musieliśmy tego ducha najpierw rozpalić.
Najpierw krótkie przygotowania. Kijków do kiełbasek nie trzeba było długo szukać - od ostatniej powodzi wszystko wisiało na gałęziach pobliskich drzew.
Najpierw krótkie przygotowania. Kijków do kiełbasek nie trzeba było długo szukać - od ostatniej powodzi wszystko wisiało na gałęziach pobliskich drzew.
Zarumienione kiełbaski pękały powoli w objęciach ognia, a potem rozszarpywane ginęły w otchłani naszych ust, zagryzane kiszonym ogórkiem.
A i zapach pieczonego jabłka cieszył długo nasze nozdrza, by potem ulecieć w dal i rozpłynąć się w chłodzie sobotniego popołudnia.
Pieczone w ognisku jabłko to coś, czego australijski koń nie doświadczył nigdy przedtem. A jako doświadczył, tako i na trawę, ani siano spojrzeć więcej nie chciał...
A w zamian w podskoki ruszył i każdego na grzbiecie wozić zrazu chciał, ino że nie każdy w stanie był...
Dziękujemy Madzi i Danielowi za stworzenie niezwykłych okoliczności do naszych wspólnych duchowych przeżyć i uniesień z kiełbasą śląską i ogórkiem kiszonym. Mamy też nadzieję, że wskutek naszego intensywnego wspominania Monika i Grześ obudzili się tego dnia w Polsce z choć odrobiną smaku śląskiej w ustach.
Jak dlugo te knieje beda jeszcze szumialy? Kiedy bedzie nowy wpis :-) Pozdr. Ewa
OdpowiedzUsuń