Niedziela na Wyspie Kangura świeciła pięknym słońcem i ani śladu nie zostało po chmurach i deszczu z dnia poprzedniego. W planie na ten dzień mieliśmy wizytę w kilku zatoczkach na południowej części wyspy. Pierwsza z nich - Vivonne Bay - miała bardzo oryginalną ekologiczną latarnię, napędzaną energią słoneczną.
A przy jednej z dróg prowadzącej do wielu posiadłości sfotografowaliśmy pokaźną kolekcję skrzynek pocztowych. Wcześniej widzieliśmy już skrzynki-mikrofalówki, ale skrzynkę-pralkę zobaczyliśmy po raz pierwszy - pomysłowość ludzka nie zna granic!
W drodze do jednej z zatoczek zatrzymaliśmy się na Małej Saharze (ang. Little Shara). To taka wielka piaskowa wydma, po której można zjeżdżać na deskach lub na czym popadnie i z której rozciągał się piękny widok na okolicę.
Do Zatoki Fok (ang. Seal Bay) dotarliśmy w samą porę - właśnie rozpoczynała się wycieczka z przewodnikiem, której największą atrakcją była możliwość oglądania fok z bliska (tzn. około kilku metrów). Foki w Seal Bay reprezentowały inny gatunek niż te, które widzieliśmy poprzedniego dnia - miały jasne futra i nieco sympatyczniejsze mordki. No i wyłaniały się niespodziewanie z różnych stron, a to zza fal, a to zza krzaków, a jedna mała foczka zasnęła sobie w najlepsze na betonowym chodniku prowadzącym do plaży.
Ale coś im to nie wychodzi...
Przed powrotem pozostało nam jeszcze wspiąć się na punkt widokowy Prospect Hill Lookout i zawitać w zatoce D'Estrees Bay, gdzie podziwialiśmy kolejne oblicza turkusu. Była to niewątpliwie jedna z najpiękniejszych zatoczek jakie do tej pory widzieliśmy.
Podróż powrotna promem upłynęła nam dość łagodnie, choć pozostali pasażerowie nie uniknęli sytuacji krytycznych, zwłaszcza z powodu ich małych dzieci, które nie wiedzieć czemu nakarmili wcześniej frytkami, keczupem i hamburgerami...
Niestety, nadszedł czas powrotu do domu, a wracaliśmy przez tereny piękne, soczyście zielone, malownicze, jakby ktoś rozrzucił na ziemię zielone aksamitne płótno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz