sobota, 5 maja 2007

Melbourne, dzień pierwszy - Great Ocean Road

Cóż może być atrakcyjnego w wielkim mieście? Z takim nastawieniem rozpoczęliśmy naszą wędrówkę po stanie Victoria, której plan wykraczał zdecydowanie poza ramy stolicy stanu, a samo miasto postanowiliśmy zostawić sobie dopiero na niedzielny deser. W końcu nie przyjechaliśmy do Australii, by zachwycać się osiągnięciami ludzkiej cywilizacji!
W sobotę rano wyruszyliśmy razem z naszymi przemiłymi znajomymi z Indii samochodem wzdłuż pięknej trasy Great Ocean Road. Drogę tę, po I wojnie światowej, budowało przez 14 lat ok. 3000 żołnierzy, którzy powrócili z frontu. Była to inicjatywa władz Australii, które chciały zapobiec ich bezrobociu, a także oddać hołd wszystkim poległym na wojnie. Droga wiedzie aż do Adelajdy, ale najpiękniejszy jej odcinek, biegnący wzdłuż linii oceanu, kończy się w Warrnambool. Z okien samochodu podziwialiśmy wspaniałe widoki, czasem zatrzymując się na postojach, by udokumentować najwspanialsze z nich.
W trakcie naszej przejażdżki mieliśmy dużo szczęścia. Po pierwsze, udało nam się spotkać koale, które upatrzyły sobie miejsce przy drodze na sobotnią drzemkę. To naprawdę niesamowita frajda zobaczyć te leniwe torbacze na żywo w lesie. Po drugie, na trasie trzy razy pokazała nam się tęcza. Trzeba było trochę szczęścia, żeby znaleźć szybko miejsce na postój i zdążyć uchwycić jej piękne kolory.
Po tych niespodziankach pędziliśmy, by zdążyć przed zmierzchem na najważniejsze atrakcje Great Ocean Road, które niestety, czekały na końcu tego najbardziej atrakcyjnego odcinka. Wyjątkowo powstrzymamy się od szerszego komentowania tego, co ujrzeliśmy, gdyż chyba jedynie poezja mogłaby oddać to, co czuje mały człowieczek widząc takie oto, powalające swym pięknem wytwory natury...
Wszystkie te cuda mają swoje niepowtarzalne nazwy, pochodzące zwykle od ich kształtu lub historii/legendy z nim związanej. Trzy najpiękniejsze i najbardziej znane to: London Bridge, Loch Ard Gorge i The Twelve Apostles (naprawdę jest ich już tylko siedmiu), których udało nam się ująć w trakcie Zachodu Słońca.
Chyba już rozumiecie, dlaczego nie chcieliśmy zostać w mieście. Rzeczywistość przerosła nasze oczekiwania, dlatego z pewnością zawitamy do tych miejsc jeszcze raz, by podziwiać je tym razem w blasku słońca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz