W końcu wylądowaliśmy w samym centrum jednej z australijskich metropolii. Po tym, co wcześniej widzieliśmy w okolicach Melbourne, chcieliśmy potraktować wycieczkę po mieście jak turystyczny obowiązek, ale to się nie udało. Melbourne bowiem, choć naprawdę duże i trochę takie europejskie, pokazało się nam jako całkiem urocze miasto. Może to za sprawą jesieni, którą tu widać i czuć na każdym kroku, w przeciwieństwie do Brisbane, gdzie ciągle panuje letnia atmosfera. Zwiedzanie było raczej spontaniczne, podobna będzie i nasza relacja. Zaczęliśmy od pięknego Albert Park (w Melbourne jest mnóstwo pięknych parków!), w którym podziwialiśmy tutejsze czarne łabędzie.
Cóż za kontrast - po jednej stronie ulicy zieleń i natura, a po drugiej - najwyższy budynek Melbourne.
Żeby zobaczyć taką panoramę miasta, wjechaliśmy na wieżę widokową, skąd podziwialiśmy niesamowite widoki.
A to już kilka fotek z głównych ulic Melbourne - między przykładami nowoczesnej architektury można spotkać wiele uroczych względnie starych budowli. Widoczki z tramwajami stały się na chwilę moją obsesją.
A to ścienne malowidła, na które trafiliśmy przypadkiem w jednej z "podejrzanych" uliczek. Jak widać, prawdziwe arcydzieła to nie te, które oglądamy w muzeum.
Ciekawym przykładem eklektycznej architektury może być jedno z centrum handlowych mieszczące się w centrum Melbourne - szklana kopuła roztaczająca się nad starym ceglanym budynkiem z wieżą.
Ostatnie spojrzenie na wieżowce - najpiękniejsze o zmierzchu, i wracamy do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz