Ostatnio w Brisbane i okolicach dość często pada. Oczywiście, bez przesady. To, że pada w Queensland znaczy tyle, że wspaniała słoneczna pogoda przerywana jest (najczęściej wieczorem, w nocy lub nad ranem) dziesięciominutowym kapuśniaczkiem, choć ten niewinnie wyglądający kapuśniaczek potrafi przemoczyć w ciągu kilku sekund do suchej nitki. Uznaliśmy, że to najlepszy czas, by udać się do lasu w poszukiwaniu wodospadów. Na wycieczkę, za której cel obraliśmy położony jakies 2 godziny od Brisbane Springbrook National Park, zabraliśmy dwóch nowych kolegów Marka z pracy: Ingo i Christiana, którzy właśnie przybyli na słoneczny kontynent.
Połyskujące w słońcu kropelki wody, zwisające liście paprociowych palm i prześwitujący przez nie błękit nieba zatrzymały nas pod wodospadem nieco dłużej niż pięć minut :-).Wycieczkę zaczęliśmy od najwyżej położonego miejsca widokowego zwanego "The Best of All Lookout" ("Najlepszy ze wszystkich widok"). Rok temu zwiedzaliśmy to miejsce jako ostatnie i za sprawą mgły, chmur i deszczu nie zdołaliśmy zobaczyć nic, prócz tabliczki z napisem. Tym razem widzieliśmy wszystko, nawet wybrzeże Gold Coast i ocean...oooo, gdzieś tam... Leśną krętą ścieżką ruszyliśmy w poszukiwaniu wodospoadów Twin Falls i długo nie musieliśmy szukać. Ich szum słychać było już z daleka, a wodę niesioną powiewem wiatru czuliśmy na policzkach dużo, dużo wcześniej.
Już w sumie nie pamiętam, ile wodospadów mijaliśmy po drodze, a zdjęcia robione z różnych perspektyw wcale nie pomagają tego ustalić. Ostatni wodospad był na pewno nieco nabardziej kamienisty niż poprzednie i zdecydowanie najbardziej mokry. Przydałyby się gumowce.Nieźle prezentowały się też jaskinie, pokryte zielonym mchem, ociekające wilgocią, zapewne kryły w sobie wiele życia, które obserwowało nas ze swoich szczelnych kryjówek. Teraz Springbrook National Park wyglądał jak prawdziwy deszczowy las.Jeszcze jeden uroczy widok i leśna droga zawiodła nas prosto przed wyrzeźbiony przez wodę Natural Bridge (Naturalny Most). Kolejne spotkanie z naturą zakończyliśmy wieczorem na plaży w Surfers Paradise. Jak przystało na tę część wybrzeża (lans, glance, wieczorny bounce), w mieście życie dopiero się zaczynało. Podobnie zresztą, jak i w lesie, gdzie pewnie robiło się coraz głośniej, ptaki zaczynały wieczorne koncerty, kangury i walabie wychodziły na schadzki, oposy na nocne walki. A na plaży cisza i spokój...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz