piątek, 8 lutego 2008

Fuks czy co?

Powszechnie wiadomo, że korzystając ze środków publicznego transportu można sporo oszczędzić. Ceny przejazdów są zwykle niższe niż koszty benzyny, zwłaszcza jeśli się stoi w korkach. Powszechnie jednak nie wiadomo, że w autobusach czy tramwajach (także wodnych) jeździ się czasem za darmo. Przynajmniej w Brisbane. Trzeba jednak do tego trochę szczęścia, albowiem darmowe przejazdy zdarzają się tylko w określonych okolicznościach:
1. Zepsuta maszyna do kasowania biletów 10-przejazdowych - wszyscy, którzy chcieliby skasować takie bilety, niezależnie od tego, czy mają gotówkę, by zakupić zwykły jednorazowy bilet, jadą za darmo.
2. Pan kierowca nie ma drobnych, by wydać resztę - klient nie jest odsyłany do najbliższego kiosku po drobne. Po prostu nie płaci.
3. Citycat (wodny tramwaj), pada deszcz, dość obficie. W środku tłum. Kolejka wsiadających dłuuuga. Dla usprawnienia ruchu pasażerów opłata za przejazd darowana jest wchodzącym na pokład, gdyż kupienie biletu zajmuje czas, co utrudnia wchodzenie na pokład.
4. Zagubiony w mieście szuka właściwego przystanku autobusowego. Kierowca przypadkowego autobusu może go podrzucić do poszukiwanego miejsca, bo ma po drodze. Za darmo!

Więcej sytuacji nie umiem przytoczyć, bo zbyt krótko tu mieszkam i z transportu publicznego korzystam okazjonalnie. Mam za to masę wspomnień i doświadczeń z polskimi tramwajami, autobusami, kierowcami i kontrolerami biletów, najczęściej ślepymi na warunki pogodowe, głuchymi na argumenty o braku w okolicy miejsc, w których można nabyć bilet, obojętnymi na problemy przyjezdnych osób z poruszaniem się po centrach wielkich miast, itp, itd. Tymczasem trzy z opisanych sytuacji zdarzyły mi się w Brisbane tylko w ciągu ostatniego tygodnia. Czy to był fuks...?

1 komentarz:

  1. Dorzuce jeszcze jeden przykład,
    maszynka dotykowa do kart GO, jest aktualnie 'ouf of order' :)

    OdpowiedzUsuń