Z piątku na sobotę pogoda zmieniła się dość znacząco. Skok temperatury o 8-10 stopni przypłaciłam ostrą migreną podczas piątkowego barbecue. Nie pamiętam zbyt wiele z tego wieczoru, jak przez mgłę widzę jedynie poduszkę, która szybko wylądowała na ziemi, mokry chłodzący ręcznik na moim czole i kojącą czerń nocy, w czasie której śniło mi się, że jedziemy na wyspę. I żeby nie powitalny okrzyk Marka "Łazienka wolna!" i kubek gorącej kawy, pewnie dalej myślałabym, że to sen. Już za jakąś godzinę staliśmy wraz z trójką znajomych na przystani w Cleveland, oczekując na prom na North Stradbroke Island. Czuliśmy się jak te kiełbaski na grillu poprzedniego dnia. Jedynie nie musieliśmy się obracać, bo parzyło przez cały czas ze wszystkich stron :-).
Wysepkę już znaliśmy z zeszłorocznej wyprawy z Moniką i Łukaszem i trochę się za nią stęskniliśmy. Amity Point, miejsce które pamiętaliśmy jako brzydką plażę ze starymi kutrami, prezentowało się teraz zupełnie inaczej: bezchmurne niebo, czysty piasek, turkusowa woda, a w niej mnóstwo połyskujących rybek.
Żeby zrobić tego typu portret, musieliśmy uciekać przed watahą chińskich turystów, którzy podróżowali autokarem w ślad za nami.
A to najbardziej znana na wyspie plaża przy Point Lookout, z którego można obserwować pływające w oceanie wieloryby, delfiny i żółwie. Plaża bardzo malownicza, tu malowniczo przysłonięta drzewami.
Poniżej kilka zdjęć ze skalnego szlaku, który z przyjemnością przemierzyliśmy po raz drugi, sprawdzając, czy krokodyl i żółw nie zmieniły się przypadkiem w jakieś inne stworzenia. Co do żółwi, to jednego udało się zobaczyć w wodzie, ale niestety nie mnie. Ja musiałam się zadowolić skałami przypominającymi żółwia. Pozostałą część dnia postanowiliśmy spędzić w miejscu mniej nasłonecznionym i niezwykle malowniczym. Jeziorko Brown Lake zaoferowało nam orzeźwiającą kąpiel w herbacie, taki bowiem kolor ma jego woda. Kolor ten pochodzi od jakiejś bliżej mi nie znanej substancji, którą wydzielają korzenie drzew otaczających jeziorko. Z brzegu brąz nie jest aż tak widoczny, bowiem w wodzie odbija się niebo. Za to im dalej się wejdzie w niezmąconą toń jeziora, tym bardziej intensywny wydaje się ten kolor.
I tak relaksowalibyśmy się najchętniej do wieczora, siedząc po prostu w wodzie i snując pogawędki, gdyby nie grupa chińskich turystów, której należało się tu spodziewać wcześniej czy później. Nagle na malutkiej plaży zrobiło się tłoczno, a ciszę przerywać zaczęły okrzyki i plusk wody. To oznaczało, że czas już wracać.
Z całej wycieczki na Stradbroke Island najbardziej zapamiętamy urok jeziorka, który utrwalił się jeszcze na jakiś czas w postaci zacieków na naszych kostiumach kąpielowych.
Z całej wycieczki na Stradbroke Island najbardziej zapamiętamy urok jeziorka, który utrwalił się jeszcze na jakiś czas w postaci zacieków na naszych kostiumach kąpielowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz