Podróżnik chcący podziwiać na żywo różnorodność australijskiej fauny ma do wyboru trzy warianty: 1 - samodzielna wyprawa na łono natury, najlepiej w nocy, gdyż większość żyjących tu gatunków jest aktywna w nocy; 2 - pójście do dużego zoo (zwykle = wydanie dużej ilości pieniędzy), gdzie można zobaczyć dużo, ale co to za natura, gdy wkoło mnóstwo rozkrzyczanych turystów; 3 - wyprawa do miejsc zwanych "sanctuary", które są może mniej atrakcyjne wizualnie, za to kryje sie tam wiele naturalnie żyjących zwierząt. No, oczywiście zawsze pozostaje jeszcze czwarta opcja, nieco wahając się ją przytaczam, ...zamieszkanie w starym queenslanderze. Wówczas australijski wildlife ma się na co dzień i co noc. My w niedzielne popołudnie, jakby wielorybów było nam mało, zastosowaliśmy jeszcze wariant nr 3, udając się do David Fleay's Park. Oto obrazkowa relacja z tej wycieczki. Obrazkowa, bo chyba mielibyśmy problem z nazwaniem wszystkich gatunków.
Pierwszy to zagrożony wymarciem "bilby" - skoczny myszowaty stworek z wielkimi uszami, który jest najśmieszniejszym zwierzątkiem, jakie zdarzyło nam się do tej pory widzieć. To cud, że udało się uwiecznić bilbiego, który spędził w bezruchu wszystkiego zaledwie kilka sekund, w dodatku bez lampy i w ciemnym pomieszczeniu.
Ptaków było tutaj całe mnóstwo. Chyba powinniśmy założyć album i zacząć powoli identyfikować gatunki :-).
Małe jest piękne.Wiedzieliście, że niektóre gatunki kangurów skaczą po drzewach? Specjalnie przychylne nam nie były - pozowały głównie tyłem.
Taką się ma minę, gdy się po raz pierwszy widzi krokodyla na żywo. Niby jest płot, ale do końca nie wiadomo, czy cieszyć się, czy obawiać. Jedno jest pewne - wrażenia estetyczne pozostają zakłócone - nie są to urocze zwierzątka.Ten wyglądał, jakby był z gumy. I nie śmiał się ruszyć, gdyż pod spodem miał ...ogrzewanie podłogowe.
Drzewa tego lasu mogą rosnąć w słonej wodzie, dlatego też zwykle spotyka się je u ujść rzek do morza. Ich korzenie wybijają się ponad bagniste podłoże, które ponoć stanowi doskonały pokarm dla wszelkich owoców morza. Dlatego łowcy krewetek, homarów i innych krabowatych stają zawsze w obronie tych niezbyt ładnych, ale za to bardzo mistycznych lasów.Wycieczka skończona. Weekend, niestety, także :-(. Ale nie na długo. Za tydzień w ramach specjalnej podwójnej okazji jedziemy spotkać się z bilbim oko w oko. Szczegóły już wkrótce.
Pozdrawiam z Melbourne. Widze, ze ubrania mimo wszystko na dlugi rekawek nosicie :).
OdpowiedzUsuńCzesc Przemek! Dzieki za pozdrowienia! Oj tak, ostatnio w Brisbane zima nam dosyc mocno doskwiera :-) Chociaz dzisiaj juz sie nieco poprawilo, a jeszcze wczoraj musielismy jezdzic z klimatyzacja wlaczona przez caly dzien... Ale o tym szczegoly juz niedlugo :-)
OdpowiedzUsuń