Brisbane liczy dziś prawie 2 miliony mieszkańców. Gdyby chcieć krótko podsumować charakter miasta, można by wspomnieć o nowoczesnym centrum, nieco ciasnym i zatłoczonym, zapełnionym przeważnie wieżowcami, choć i starsze budynki zdarza się zobaczyć. Centrum otaczają pozostałe dzielnice o bardziej swojskim charakterze. Jedne zadbane i stylowe, inne zwyczajne, przypominające bardziej obszary wiejskie. Wszystko to przyprawione jest rzeką, która wije się przez miasto jak serpentyna, i tonie w zieleni. Zabawne jest to, że wieś wychodzi na spotkanie miastu dosyć wcześnie, bo już jakieś 10 minut samochodem od centrum można spotkać takie oto sympatyczne wiejskie domki. To jeszcze nie jest brzydka strona miasta - domki są urocze, choć niektóre powinny być odnawiane dużo częściej (w tym klimacie dużo szybciej odpada farba). Brzydka strona miasta zaczyna się od następnego zdjęcia. To budynki z tej samej ulicy, kiedyś stylowe queenslandery, teraz wołające wręcz o pomoc. Aż płakać się chce.
Punkt ksero. Szklane żaluzje zastępują tu w wielu budynkach okna.A dlaczego nie pomalować budynku na czerwono? Przynajmniej znajomi łatwo znajdą drogę.No, dosyć już znęcania się nad biednymi domkami. I w naszej dzielnicy znalazłoby się ich trochę. Ludzie jak to ludzie, nie zawsze mają ochotę, czas i pieniądze, by zadbać o własne gospodarstwo. A w Brisbane nie sposób tego ukryć, gdyż nie ma tu wielkich osiedli-blokowisk tak typowych dla dużych polskich miast. Tu większość ludzi mieszka w domach, dlatego Brisbane rośnie głównie wszerz, a nie wzwyż. No i dlatego takie rudery blisko centrum stają się łakomym kąskiem dla agentów nieruchomości, a ich ceny rosną szybciej niż odpada farba.Na koniec, żeby nieco poprawić wizerunek Brisbane, kilka fotek z podróży City-catem (pływającym autobusem) do domu w wyjątkowo pochmurny wieczór. Pierwsze to znany pub Regatta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz