sobota, 9 czerwca 2007

Lennox Head, Ballina, Byron Bay

Sobotnią wycieczkę rozpoczęliśmy od dwóch najbliższych punktów widokowych: Skennars Head i Lennox Head. Tak wygląda miejscowość Lennox Head z lotu ptaka.
A oto i heady, o których mowa.W takich miejscach szybko można poczuć zmęczenie aparatem fotograficznym - jeśli się go ma ze sobą, nie można spokojnie napawać się widokiem - wszystko chciałoby się uwiecznić, nawet fotografa :-).
Dalej ruszyliśmy wgłąb lądu - to była bardzo przyjemna podróż... dla pasażera, który mógł podziwiać zielone wzgórza i doliny Nowej Południowej Walii - obrazki jak z bajki. Kierowca słyszał tylko "achy" i "ochy"! Tak często po drodze zdarzyło nam się przejeżdżać obok Macademia Castle (okolice słyną z produkcji tych specyficznych orzechów), że w końcu zatrzymaliśmy się, by uwiecznić strzegącego zamku rycerza. Niestety, macademii u rycerza nie znaleźliśmy :-).
Oto pierwszorzędny australijski zabytek "Big Prawn" ("Wielka Krewetka"). Nie żebyśmy się zachwycali, ale będąc w Australii obowiązkowo trzeba zrobić fotkę całej serii "wielkich", a należy do niech jeszcze banan, ananas, avocado i ostryga. Ta krewetka w dzień przypomina bardziej prosiaka, ale w nocy ponoć straszy.
A to już plaża Shelley Beach w miejscowości Ballina, na której uraczyliśmy się obiadkiem i oddaliśmy się najpopularniejszej plażowej rozrywce people-watching, czyli gapieniu się na ludzi, a ponieważ ludzi było nadzwyczaj mało, gapiliśmy się na surferów, którzy w sumie też do gatunku ludzkiego należą, ale jakoś tak mi się napisało.
Po południu zawitaliśmy w Bangalow - sympatycznym miasteczku z jedną ulicą na krzyż, mnóstwem starych budynków, zajmujących je galerii, specjalistów od jogi i pięknych czerwonych kwiatów.
Miasteczko naprawdę było stare - miało się wrażenie, że wszystko wygląda tu jak kiedyś - bank, fryzjer, apteka, szkoła, która zresztą zbudowano jeszcze w XVIII wieku, a to jak na Australię dość wcześnie. Nasz dzień zakończyliśmy w Byron Bay - romantycznym, najdalej oddalonym na Wschód miejscu Australii, w którym byliśmy też w lutym. Teraz zatoka trochę nas rozczarowała, głównie ilością turystów (jak dobrze, że nie wybraliśmy tego miejsca na bazę), chociaż i sama przyroda, jak stwierdziliśmy, zdecydowanie lepiej prezentuje się w letnim słońcu. Najpierw kilka fotek zrobionych latem.
A to ta sama latarnia w blasku zimowego czerwcowego słońca (brzmi dziwacznie).
I romantyczny Zachód Słońca na zakończenie dnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz