niedziela, 10 czerwca 2007

W stronę Iluki

... tak niezupełnie zaczęliśmy naszą niedzielę w stronę Iluki - miasta na południe od Lennox Head, w stronę Sydney. Zwabieni ciekawością pojechaliśmy zobaczyć słynny w okolicy targ w Channon zwany "the mother of all markets". To musiało być coś szczególnego, zwłaszcza że droga do miejsca, w którym odbywał się targ, stawała się coraz węższa i zaczęliśmy się już zastanawiać, czy za chwilę nie każą nam się przesiąść na konie. Targ był naprawdę wydarzeniem nr 1 dla okolicznych wiosek i mieścinek - zewsząd zjeżdżały się najprzeróżniejsze auta, a przed samym targiem zrobił się korek. Oto jedno z tych najprzeróżniejszych aut:
Na wielkim placu rozłożyli się okoliczni rzemieślnicy (czytaj pokolenie posthippisowskie) ze swoimi wyrobami, a handel umilał swą grą na cymbałach dziecięcy zespół.Czegóż tam nie było... wełna prosto z kołowrotka...
...sok prosto z trzciny cukrowej...
... farba prosto z pędzla...... i krewetki prosto z grilla...mniam.
Po zakupie siatki mandarynek prosto z drzewa, pojechaliśmy szukać plaży, na której można by je zjeść. Znaleźliśmy przy okazji kolejne piękne miejsce widokowe - Woody Head. Trzeba było przemierzyć schody, by ujrzeć znów kawałek australijskiego lądu z lotu ptaka.
Na Back Beach skonsumowaliśmy mandarynki i zrobiliśmy sobie wspólne pamiątkowe zdjęcia z naszej pierwszej rocznicy.
Przed Zachodem zdążyliśmy jeszcze zajrzeć do sympatycznej mieścinki w szkocką kratę - tak, tak, to nie żart - miasto słynie ze szkockiego stylu i napisów w niezrozumiałym języku. Ponieważ spieszyliśmy się na Zachód Słońca, zauważyliśmy tylko to, że wszystkie słupy w mieście były pomalowane w różnego koloru szkocką kratę.
I zapowiadany Zachód Słońca. Trzy odsłony z trzech różnych miejsc - wszystko w okolicy Iluki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz