poniedziałek, 10 września 2007

Drzewa

W poniedziałkowe popołudnie postanowiliśmy sprawdzić, co się dzieje w obszarze na południe od Cairns. Był to trochę taki plan "na dobitkę", gdyż po przygodzie z rafą koralową nasza podróżnicza satysfakcja w zasadzie została zaspokojona. Ale powrót do hotelu w Cairns o tej porze wybitnie nam nie pasował, tym bardziej, że ani hotel, ani samo miasto nie grzeszyły urodą. Wsiedliśmy więc w samochód i wyruszyliśmy na poszukiwanie drzewa. Tak tak, drzewa. Drzew wszędzie wkoło pełno, cóż więc może być szczególnego w drzewie, mógłby ktoś zapytać. Ano w Australii tak to już jest i o tym przekonaliśmy się nie raz, że najzwyklejsze rzeczy stają się niezwykłe, a to z powodu swych rozmiarów, kształtów, kolorów, wieku, albo po prostu dlatego, że trzeba do nich dojechać setki, jeśli nie tysiące kilometrów. Przez to stają się jeszcze bardziej cenne.
Nasze drzewo, wedle posiadanych informacji, było oddalone o jakąś godzinę od Cairns, ale jak się okazało później, tę godzinę ktoś oszacował chyba na odległość w linii prostej. Tymczasem droga do drzewa była zakręcona jak makaronowe świderki, biegła oczywiście przez góry i lasy, i była niesamowicie niebezpieczna, oferując co chwila punkty widokowe rozmieszczone głównie tuż za zakrętami. Zakręty były ponumerowane i było ich ponad 270 (nieprecyzyjność tego określenia wynika z zakręcenia również osoby liczącej, która po dwustu zakrętach musiała zająć się swoim błędnikiem).Podążając w kierunku miejscowości Yungaburra, a dalej Atherton, obie położone na styku kilku wielkich kompleksów leśnych, spontanicznie zatrzymaliśmy się kilka razy w wyższych partiach gór, by nacieszyć oko takimi oto widokami.
Nie obeszło się też bez przerwy na lody. W miarę upływu czasu, gdziekolwiek jechaliśmy, pytanie: "A czy będą tam lody?" pojawiało się coraz częściej, niezależnie od tego, czy było to bardziej nowoczesne miasteczko, środek lasu, plaża, czy skały w australijskim outbacku. Z czasem zastąpiło to nawet całkowicie powtarzające się wciąż pytanie o Uluru. Trzeba jednak przyznać, że często znajdowaliśmy lody w najmniej spodziewanych miejscach. Tym razem, nieco przypadkowo zboczyliśmy z trasy i zawitaliśmy nad jeziorko Barrine Lake . Całą atrakcją jeziorka była urocza, obrośnięta kwiatami kawiarnia z widokiem na wodę, oferująca upragnione lody.
W końcu też pojawił się i drogowskaz na nasze drzewo. Curtain Fig Tree to stary, wielki okaz drzewa figowego przypominający kształtem zasłonę (stąd nazwa), z którym to kształtem wiąże się bardzo ciekawa historia. Otóż przed laty rosły sobie obok dwa drzewa, gdy nagle, zapewne wskutek silnego wiatru, jedno z nich pochyliło się na drugie. Chyba obydwu drzewom było dość wygodnie, gdyż pozostały tak połączone już do końca, wypuszczając w kierunku ziemi swoje odnóża. Historia tyleż prozaiczna, co romantyczna. Muszę jednak przyznać, że było na co popatrzeć - drzewo z każdej strony wyglądało nieco inaczej.
Oglądając drzewo-zasłonę, dzieliliśmy się wrażeniami z innymi turystami, którzy poinformowali nas o istnieniu jeszcze jednego nadzwyczajnego drzewa w okolicy. Bez chwili wahania ruszyliśmy w poszukiwanie drzewa-katedry (Cathedral Fig Tree). Było nie mniej imponujące - równie wielkie, o nieco grubszych gałęziach, pięło się w górę niczym strzelista katedra, do której środka można było wejść.
Po drzewach w planie mieliśmy jeszcze Babinda Boulders, Josephine Falls i Cairns Cascades, kolejne atrakcje w przeciwnym kierunku. Okolica jednak była tak przyjemna i odprężająca, że postanowiliśmy zostać jeszcze trochę i znowuż nieco przypadkowo trafiliśmy na rzadko chyba odwiedzany punkt widokowy. Świadczyły o tym głównie zdziwione miny przydrożnych krów, gdyż sam punkt położony był w zasadzie w samym środku pastwiska jakiejś farmy, do której wjazdu strzegło stado krów. Zgodnie z prośbą gospodarzy wypisaną na zawieszonej tabliczce, otwieraliśmy i zamykaliśmy za sobą bramy wjazdowe, które prowadziły nas przez coraz węższe i garbate polno-leśne drogi.
No, jak krowy mają na co dzień taki widok, to już wiem, dlaczego tata Marka przez cały czas tak zachwyca się smakiem australijskiego mleka :-).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz